Dlaczego i po co Fundacja MRM?

4 marca, 2020

Walka z niepłodnością – jedyna, która przynosi przynosi piękne zwycięstwo.

Pani Małgosiu

Nie spałam dziś poł nocy i pomyślałam, że musze napisać tego maila do Pani, bo inaczej mogę żałować tego do końca życia
Mam na imię Kamila i w marcu tego roku skończę 42 lata, mieszkam w Szczecinie.
Mam dwóch wspaniałych synów 14-letniego Mateusza i 13-letniego Olafa i 6-letnią buldożkę francuską Adę (Adelajda)
Gdy chłopcy mieli po 4 i 5 lat (w 2011) spotkała nas ogromna tragedia, zostałam wdową, a chłopcy zostali bez taty.

Nie będę wchodzić w szczegóły tej traumy, bo nie o tym ma być mój list do Pani, ale były to bardzo ciężkie chwile.
Nie dość, że zostałam jedynym żywicielem rodziny, z dwoma małymi szkrabami, to jeszcze miałam długi i problemy, które bombardowały mnie każdego dnia.

Łącznie z tym, że zostaliśmy bez dachu nad głową. Ale dałam sobie ze wszystkim radę, bo chłopcy byli i są całą moją siłą, radością i energią i dla nich przezwyciężyłam całe zło, które nas dotknęło.

Poszłam do sądu- dostałam upadłość konsumencką ( w marcu tego roku kończę plan spłaty), zmieniałam pracę na lepiej płatną, dostałam awans, dostałam mieszkanie tzw.  z TBS-u
A w 2014 roku poznałam cudownego człowieka, który nie dość, ze „wziął” mnie z całym bałaganem to jeszcze z dwójką dzieci i psem J

Ten człowiek, a konkretnie mój Jacuś w marcu tego roku zostanie moim mężem, a chłopcy zostaną jego synami w świetle prawa.
I teraz Pani Małgosiu przechodzę do głównego tematu.  Jacek gdy się poznaliśmy miał 34 lata, ja miałam 36 lat.

Musieliśmy się poznać, pobyć zez sobą – ja tez nie myślałam. że to przerodzi się w taką miłość i że będę chciała jeszcze dziecko urodzić

A tak się stało, pragnę mieć dziecko z Jacusiem – obydwoje o tym marzymy – Jacek od momentu gdy mnie poznał. Staramy się od 2018 roku, po tym jak usunęli mi torbiel z jajnika.

Nie udaje się, po wielu wysiłkach, wielu kontaktach z rożnymi ginekologami, nie pozostaje mi raczej nic innego jak in vitro
Byłam w centrum ginekologii i leczenia niepłodności Vitrolive w Szczecinie  u prof. Rafała Kurzawy i  wiem, że „zegar” mi tyka, ale nie stać nas na tą metodę

Jestem załamana, bo wiem, ze za chwilę może być za późno, bo nie chciałabym być za stara, ale mam związane ręce pod względem finansowym
Nie chcę brać kredytu, bo i tak mamy już jeden wzięty na nasze mieszkanie (bliźniaka), a poza tym boję się, że możemy nie podołać finansowo, zresztą kredyt też odradza mi lekarz
Pani Małgosiu czy mogłaby Pani mi pomóc w sfinansowaniu mojego in vitro? Lub pomóc mi w inny sposób, który doprowadziłby mnie do zajścia w ciążę?

Proszę wybaczyć moją bezpośredniość, ale wydaję mi się, że może mnie Pani zrozumieć

Dodam, że Jacek pracuję ciężko jako kucharz na statku i dorabia w remontach jak jest w domu, ale mimo wszystko nie jesteśmy w stanie odłożyć takiej sumy, bo musimy utrzymywać dom i dzieci

Gdyby potrzebowała Pani dodatkowych informacji pozostawiam swój nr telefonu i ten mail (to mój prywatny)
Oczywiście wszystko wytłumaczę na czym polega mój problem, gdy tylko będzie taka chęć z Pani strony

A jeśli przekroczyłam jakaś granicę to przepraszam i proszę zapomnieć o tym liście – nie było moją intencją nic negatywnego
Życzę zdrowia dla Pani i dzidziusia w brzuszku i mam nadzieję, że w żaden sposób nie zakłóciłam Państwa spokoju.


 

Szanowna Pani Małgorzato,

Z problemem niepłodności zmagam się od 10lat. Odwiedziłam wiele gabinetów ginekologicznych. Zawsze słyszałam że nie ma przeciwwskazań do tego abym zaszła w ciąże a mimo to nie udawało się. Wykonałam badania cytologiczne, zostałam zakwalifikowana do zabiegu elektrokonizacji, była nieprawidłowość nabłonka płaskiego, zmiany dużego stopnia (HSK) ciężka dysplazja (CIN 3) czyli obraz cytologiczny odpowiadał grupie trzeciej.

Pierwsze lata po ślubie starania się o potomka nie były dla mnie łatwe. Mogłam zajść w ciąże ale to były zawsze ciąże biochemiczne które dawały nadzieje ,że się kiedyś uda. Po wielu próbach i wizytach u rożnych ginekologów okazało się ze jestem w dwunastym tygodniu ciąży. Bardzo się cieszyłam, to była wspaniała wiadomość. Jednak szybko okazało się ze jest to ciąża pozamaciczna. Przeżyłam wtedy bardzo trudny czas o którym chce zapomnieć. Pół roku po zabiegu ponownie zaczęłam szukać pomocy u lekarzy aby zajść w ciąże. Dostałam skierowanie do szpitala, zrobiono mi drożność jajowodów. Wyniki wskazywały na to ze wszystko jest u mnie w porządku. Zaczęto zastanawiać się ze może problem tkwi u mojego męża. Po zrobieniu badan u mojego męża okazało się ze ma słabą ruchliwość plemników. Od razu udaliśmy się do androloga. Lekarz zapewnił nas ze wszystko jest do opanowania i ze wszystko będzie szło w dobrym kierunku. Mąż dostał zastrzyki i tak mijały tygodnie, miesiące a zegar biologiczny tykał. W międzyczasie spotykałam niezbyt świadome osoby które wciąż komentowały brak dziecka w naszym związku, co rujnowało moja psychikę. Czułam się gorsza od innych kobiet, niekiedy budziła się we mnie zazdrość i zaczęłam unikać koleżanek które maja dzieci. Po wielu emocjonalnych rozterkach zdecydowaliśmy się z mężem na klinikę leczenia niepłodności NOVUM we Warszawie. Tam zrobiono nam inseminacje i po dwóch nieudanych próbach gdzie koszty już przekraczały nasz budżet totalnie straciliśmy nadzieje. Nie mogłam się z tym pogodzić, a wszelkie próby złagodzenia bólu przez mojego męża nie przynosiły efektów a wręcz doprowadzało mnie to do frustracji. W końcu to co miało nas do siebie zbliżyć sprawiało ze oddalamy się od siebie. W klinice lekarz skierował nas na badania które szły w kierunku zapłodnienia pozaustrojowego. Koszt tych badaniach, dojazdu do kliniki wciąż rujnowały nas finansowo pomimo tego chęć pragnienia dziecka nie zatrzymywała nas przed niczym. Pomocna dłoń znaleźliśmy u przyjaciół oraz rodziny która wspierała nas finansowo. Kontynuacja badania wzbudziła w nas nadzieje, ale czar szybko prysł gdy się dowiedziałam ze mam zakrzepice krwi i problem genetyczny. Moje szanse na bycie mama znowu zmalały. Stwierdzono u mnie mozaikowy kariotyp żeński z jedna linia komórkową zawierającą trzy chromosomy płciowe x w 21 analizowanych mitczach i druga prawidłową linie komórkową z dwoma chromosomami płciowymi x w 29 analizowanych mitczach 47,xxx[21] 46,xx[29]. Po konsultacji z genetykiem który stwierdził że mam tylko 2 procent szans na urodzenie zdrowego dziecka z moich jajeczek zaniemówiłam. Udaliśmy się do gabinetu naszego lekarza prowadzącego który dał nam trzy możliwości na bycie rodzicami.

Pierwsza możliwość to badanie który polegałoby na tym że zbadają moje wcześniejsze pobrane komórki i sprawdzą je od strony genetycznej, ryzyko było takie że żadne mogłyby się nie nadawać, koszty były przeogromne i dwa procent szans na sto że którekolwiek komórka będzie pozwalała na to ze mogę urodzić zdrowe dziecko. Druga możliwość to podanie już zapłodnionej komórki przez dawców anonimowych. Trzecia to zastosowanie żeńskich komórek jajowych anonimowej dawczyni. W tym momencie nie podjęliśmy żadnej decyzji. Po powrocie do domu ciągle płakałam i nie mogłam się z tym pogodzić.

Po długim czasie i analizie trzech możliwości jakie dał nam lekarz a także zebraniu pieniędzy zdecydowaliśmy się na przeprowadzenie zabiegu pozaustrojowego in vitro z zastosowaniem żeńskich komórek rozrodczych anonimowej dawczyni. Do końca nie wiedziałam czy dobrze robię. Kwotę potrzebna do zapłodnienia zebraliśmy dzięki pomocy rodziców oraz ostatnich naszych oszczędności co spowodowało że nie mieliśmy już środków do życia. Pozostała tylko nadzieja ze tym razem się uda. Sam okres oczekiwania na potencjalną dawczyni tworzył niepokój ale i zarazem radość że może uda nam się w końcu stworzyć rodzinę. Wzmocniona, oczyszczona pojechałam z mężem na zabieg, niestety nie powiodło się. W tym momencie przestałam już walczyć, poddałam się i zapomniałam o tym że w ogóle mogę być mamą. Najbliżsi namawiali mnie na kolejną próbę lecz nie chciałam o tym w ogóle słuchać. Cały swój wolny czas poświeciłam pracy a frustracje wyładowywałam na mężu oraz najbliższych.

Mam jeszcze szanse na bycie mamą, ostatnią szanse, czeka na mnie w NOVUM. Drugie jajeczko odłożone od dawczyni gdyż do zapłodnienia użyliśmy tylko jednego. Niestety jednak nie mamy już oszczędności, wstyd prosić od najbliższych a pożyczka nie wchodzi w ogóle w grę. Po obejrzeniu ddtvn gdzie wystąpiła Pani mówiąc o tym że zakłada Pani fundację która będzie wspierać przyszłych rodziców, gdzieś obudziła się we mnie ta ostatnia nadzieja że ktoś może nam pomóc i spełnić nasze jedno marzenie.

Zwracamy się z ogromną prośbą o pomoc jest Pani naszą ostatnią deską ratunku.

Chcę być Mamą…